wtorek, 14 sierpnia 2012

Na zielonej trawce...

Najtrudniejszy jest zdecydowanie ten pierwszy raz...

Mówię oczywiście o malowaniu :)
Dwie warstwy już położone ( a miejscami i trzecia ;) ) i choć trwało to półtpora tygodnia
z uwagi na różne inne  rzeczy do wykonania między czasie to już zadaję sobie pytanie ile warstw farby jest w stanie przyjąć ściana... a czemu? Bo to malowanie
BARDZO MI SIĘ SPODOBAŁO!

O efektach trochę później bo jestem ciągle w trakcie dalszego ogarniania kąta do pracy.
A tym czasem ... kilka ujęć z tej zielonej trawki, o której pisałam w ostatnim poście.
Ten cudny stary dom a w zasadzie domek należy do naszych przyjaciół i za każdym razem kiedy mamy okazję skorzystać z ich zaproszenia cieszymy się ogromnie na chwile tam spędzone...




A poniżej Igor w swoim żywiole czyli w największj kałuży w okolicy :)






























Tym czasem wspomnę jeszcze, że jestem po kolejnych polowaniach na targu staroci ...
Znalazłam coś cudnego czemu nie mogłam się oprzeć (na szczęscie :) )
Ale o tym niedługo.


Pozdrawiam cieplutko!

J.


3 komentarze:

  1. Piękny domek i okolica, a synek w żywiole:)

    OdpowiedzUsuń
  2. witaj:)
    ja też jestem po swoim pierwszym razie , ale w malowaniu mebli:) efekty u mnie:)))
    a ściany piją dużo niestety, a może stety skoro lubisz malowanie:)
    a domek jest niesamowity:) chłopiec ma ogromną frajdę:) kałuże + kalosze to świetna zabawa! :)))
    ściskam mocno
    i pokazuj co tam upolowałaś!

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak malowanie ścian to jest to, efekt zmiany natychmiastowy, ja planuję zmiany koloru w łazience.

    OdpowiedzUsuń